niedziela, 2 czerwca 2019

IMAGO - recenzja

fot. Lucyna Brzozowska

Zdejmowanie wstydu.
Recenzja tomu poezji Lucyny Brzozowskiej „Imago” (FONT, Poznań 2019, ss.76)
Nie będę spinała się pisząc recenzję tej książki. Pójdę za jej wolnym duchem, a on wieje kędy chce. O poczuciu wolności towarzyszącym tworzeniu mówi wielu artystów, w tym pisarzy. Właściwie to banał, ale w momencie zderzenia się z dziełem, które tą wolnością jest przesiąknięte i nią emanuje na odbiorcę, ten „banał” nabiera zupełnie innego wymiaru. Staje się czymś, czego można tylko pozazdrościć artystom. I bez wątpienia Lucyna Brzozowska tworząc kolejny, piąty, tom poezji „Imago” poszła tą drogą. Nie próbuje się ukryć za parawanem literackiego „pl” i w jednym z wierszy identyfikuje się z nim wprost:
(…) jestem/ poetką matką kochanką od czasu do czasu/ naukowcem piszę zdejmując sukienki z modelek z siebie/ wstyd („W poruszeniu”, s. 8).
I to „zdejmowanie wstydu” jest w moim odczuciu jednym z najważniejszych emblematów tego tomu. Oswabadzającym właśnie.
Kiedyś przeczytałam opinię Tadeusza Różewicza, że w polskiej poezji współczesnej brakuje autorów piszących dobre erotyki i wiersze religijne. Z biegiem czasu coraz bardziej rozumiem ( sama próbując pisać jedne i drugie), na czym polega trudność ich tworzenia. Mówiąc oględnie – erotyki wymagają m.in. owego „zdjęcia z siebie wstydu”, o którym wspomina Lucyna Brzozowska, opisywania najintymniejszych warstw w człowieku, ludzkich relacji, językiem, który by tej intymności nie zniszczył, a ukazywał jej piękno lub brud. Natomiast liryka religijna wymaga nazywania ludzkim językiem rzeczy istniejących w poza ludzkim wymiarze. Ale wartość, siła języka poetyckiego polega właśnie m.in. na tym, że dzięki niemu czasami komuś udaje się jedna i druga sztuka. Tom „Imago” jest właśnie takim szczęśliwym przykładem erotyków, które wprowadzają w czyjś intymny świat nie odzierając go z tajemnicy.
Zmysłowość tych wierszy jest jedną z najważniejszych ich cech. Są zbudowane w symbiozie z ciałem, tzn. autorka raczy nas zarówno dosłownymi jak i metaforycznymi opisami ciała oraz aktów fizycznej bliskości. Jak określa: próbuję napisać własną opowieść/ samymi palcami na samej/ niewyprawionej skórze (…) nie pytaj dlaczego ważny/ jest oddech wyłącznie („Zwyczajnie”, s. 50).
Ale w innym miejscu sama daje odpowiedź na to pytanie: nie ma światła bez cienia i kobiety/ bez mężczyzny komplementarne ja i ty mama i tata dziecko („Tabula rasa”, s. 65).
O tej „komplementarności” z drugą płcią, potrzebie bliskości opowiada pięknie m.in. w wierszu „W wędrowaniu jest ty” (s.67) :
dotykam światła i widzę ty przymknięte żaluzje zmrużone
powieki topi się śnieg i czuję ty ciepło ciała wilgotne oczy smak
komfortu z limonką łapię oddech i wiem to ty zdyszane
pocałunki drżenie ud i serca

śmieję się i słyszę ty ciepły głos w miliardach powtórzeń patrzę
w zachwycie i widzę ty w oczach masz więcej niż można
zmieścić iskry na śniegu ty w pieszczotach wędrujące (…)
Jeden z wierszy zatytułowały „Na granicy snu” równie dobrze mógłby stać się tytułem dla całego tomu, bo eteryczność zawartych w nim wierszy jest ich kolejną ważną cechą (ściśle powiązaną z wymienioną wcześniej zmysłowością). Autorka próbuje siebie i przy okazji nas oderwać trochę od naszych ludzkich spraw, ograniczeń (łącznie z tymi fizycznymi), a przybliżyć do świata flory i fauny. Może właśnie w ich świecie dostrzega więcej wolności, skoro mówi: (…) ręce/ mam związane i nogi drutem sznurem Ewo proszę/ napisz zaczarowanym ołówkiem inny dla mnie scenariusz/ w którym jak balonik uwalniam się/ i płynę a one – ptaki i drzewa uśmiechają się szeroko/ rozłożonymi skrzydłami konarami („Nic więcej”, s. 7).
To identyfikowanie się ze światem przyrody autorka najdobitniej podkreśliła samym tytułem tomu. W procesie przeobrażania się owada możemy odnaleźć metaforę dojrzewania, przemiany dziewczynki w kobietę. W przypadku kobiety z tomu „Imago” (ale chyba i każdej innej) ceną tego procesu jest utrata niewinności: byłam kiedyś niewinna (…) / (…) i kreśliłam/ znaki świetlne na mapie możliwości dopóki/ nie (…) („Niewinna”, s. 26). I tu autorka zawiesza głos, nie chcąc dzielić się powodami swojego rozczarowania, zranień, a w konsekwencji również„przepoczwarzenia się” w „świętą ladacznicę”, której poświęca cykl wierszy w tym tomie. Woli oprowadzać nas po swoich snach, w których króluje bliskość, i mówić o możliwościach, które ma, dlatego dalszy ciąg tego samego wiersza brzmi: a przecież/ mogę// wyszeptać do ucha zakochanym mężczyznom/ kobietom temu który wiem że i swojej siostrze/ duchowej drzewom zastygłym w oczekiwaniu/ z wykręconymi ramionami grabom bukom uwielbiam/ tulić się do nich.
W tomie tylko sporadycznie pojawiają się opisy sytuacji trudnych, jak w wierszu „Zza szyby”(s. 56): znowu/ wychodzę znów trzaskam drzwiami rzucam/ talerze i kubki o krawędź niemocy mokną/ chusteczki (…) w kokonie pełnym współodczuwania serce bije/ jak oszalałe otwieram okna przeciąg/ dokończy za mnie
czy w wierszu „Trzykrotnie” (s. 41): oddychaj mówię do siebie skulonej w rogu tapczanu znów/ jestem tylko tamtą dziewczyną w białej koszuli do połowy/ uda oddychaj głęboki wdech wydech nie przestawaj nie/ płacz.
Wierszem, który przynosi inne spojrzenie na bliskość, jest wiersz „Kochająca” (s. 62) opisujący więź matki z jej dziećmi:
przegląda się w ich spojrzeniach czterech synów ani jednej
córki odnajduje w nich własną siłę radość czasem bunt gdy
mrużą oczy a słowa rozsypują się po domu (…)

ona rozpoznaje bicie serc każdego inaczej w tym czasie
gdy nosiła brzuch jak tobołek albo dar każdy nawet niewyczuwalny
pozornie ruch był jej bliski także później delikatny gest uniesienie
brwi kącików ust i tylko dla niej zrozumiała zmiana barwy

głosu i tęczówek uśmiecha się bo w swoim zatroskaniu wie
są silni mają dar miłości choć bywa wymagająca
i czeka z niecierpliwością aż przebudzą się ku ciepłu (…)

(…) słucha a serce wydaje się mieć
rozmiar kilku par trampek i dodatkowych sznurowadeł wiążących
każdy poranek i wieczór w supełek rodziny
Ważnym elementem tomiku są ilustracje autorstwa Beaty Stoszek. Nienachalne a komplementarne. Tworzą spójną poetycko-plastyczną opowieść. Tym bardziej, że w ilustracje wplecione są słowa wyjęte z wierszy.
Na zakończenie chciałabym przytoczyć fragment wiersza „W miejscu” (s. 15), w którym autorka mówi o dwóch ważnych rzeczach . O tym, że miłość i wolność artystyczna – jakkolwiek godne pozazdroszczenia - nie dają samych profitów, ale wiążą się też z określoną ceną, ryzykiem. A po drugie, że Lucyna Brzozowska nie ma ambicji być drugą Szymborską czy Poświatowską. Ma ambicję być sobą, co w poezji udaje jej się świetnie.
niebezpiecznie jest odsłonić usta oczy i pozostać
w otwarciu tylko we śnie mówisz co czujesz
i meblujesz ze mną jutro

widzisz ja w tym nie jestem jak Szymborska nawet
się nie staram

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

leave a comment / skomentuj